Przykazanie miłości bliźniego obejmującej również naszych wrogów (Mt 5,38-48) jest sercem chrześcijaństwa, cechą charakterystyczną, która wyróżnia uczniów Chrystusa wśród wszystkich innych uczciwych, religijnych ludzi żyjących na tym świecie. Trzeba dostrzec coś bardzo ważnego: to przykazanie, po ludzku właściwie niemożliwe do spełnienia, nie jest wymogiem moralnym Jezusa względem nas, ale Jego darem! Ta miłość jest cechą własną Boga, który ukochał nas, gdyśmy byli jeszcze Jego wrogami (Rz 5,8). Do takiej miłości uzdalnia nas nowa natura, jaką Bóg zaszczepił na naszym człowieczeństwie przez chrzest i dar Ducha Świętego, Ducha synowskiej adopcji. Zostaliśmy zrodzeni na nowo jako dzieci Boga! Wymagania moralne, sformułowane przez Jezusa w Kazaniu na Górze są z jednej strony Jego autoportretem – to On sam jako pierwszy z ludzi wypełnił je aż do końca – z drugiej zaś wezwaniem dla nas, abyśmy rzeczywiście postępowali na miarę otrzymanej we chrzcie godności. Jezus podaje praktyczne przykłady okazywania miłości wrogom. „Jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu
i drugi” (Mt 5,39). Wyrządzona obelga rodzi w nas naturalne, odruchowe pragnienie kary, odpłaty, zemsty. Gdy ktoś w niesprawiedliwym procesie oskarża nas fałszywie i chce wydrzeć nam naszą własność, lub gdy pracodawca nakłada na nas niesprawiedliwe ciężary i narusza święte prawa, oczywistą rzeczą jest konieczność obrony przed krzywdzicielem. Tymczasem Jezus mówi coś wręcz skandalicznego, co budzi w nas spontaniczny sprzeciw: „Nie stawiajcie oporu złemu!” Jak rozumieć te słowa? W księdze Rodzaju są przytoczone słowa Lameka, potomka Kaina, który zapowiadał, że pomści krzywdę mu wyrządzoną nie siedem razy, jak Kain, ale siedemdziesiąt razy po siedem (Rdz 4,23-24). Taki okrutny sposób walki ze złem przy pomocy zła, na zasadzie zemsty bez umiaru, „kary odstraszającej”, jest szeroko stosowany również dziś, i to nie tylko w mafijnych porachunkach pomiędzy przestępcami, ale i przez przywódców państw, choćby w ramach „walki z terroryzmem”, a także… w naszym codziennym, życiu, w naszej małej, prywatnej skali, jeżeli sami wymierzamy sobie sprawiedliwość na naszym wrogu i to tak, „żeby popamiętał”. Na tle tej „zasady Lameka” prawo talionu czyli „jedno oko za oko, jeden ząb za ząb”, było już dużym moralnym postępem. Bóg w swojej cierpliwości nie żądał od ludzi więcej, zanim nie przyszedł Chrystus. Dopiero On pokonał zło u jego korzenia, w ludzkim sercu: najpierw
w swoim własnym, przyjmując za nas krzyż i śmierć, a następnie – w sercach naszych, udzielając nam Ducha Świętego i stwarzając w nas serce nowe, zdolne kochać i przebaczać.
Jezus z całą wolnością stanął wobec swoich oskarżycieli i oprawców i pozwolił by moc Jego bezbronnej miłości starła się z brutalną siłą zła. Przyjął fałszywe oskarżenie, podeptanie swojej godności, tortury i śmierć i… zatrzymał na sobie diabelską logikę krzywdy i odwetu, nie pozwalając, by zło, którego doznał, spadło na kogoś drugiego. Przebaczenie i miłość odniosły zwycięstwo w sercach i sumieniach Jego wrogów (por. Łk 23,47-48). Jezus uczynił dla nas możliwą taką miłość, która nie broni swoich słusznych praw i świętych racji, ale konsekwentnie odpowiada dobrem na doznawaną krzywdę i łamie diabelską pokusę pokonywania zła przy pomocy zła (por. Rz 12,21). Męczennicy, jak bł. Jerzy Popiełuszko, pokazują, że taka miłość jest realną siłą zdolną przemieniać od wewnątrz międzyludzkie relacje i że tylko ona ‑ nawet zza grobu ‑ odnosi prawdziwe zwycięstwo nad złem.